Stanisław Piasecki: Słowo i treść

Stanisław Piasecki: Słowo i treść

Trudno, bardzo jest trudno dogadać się nacjonaliście z socjalistą, jeśli już do takiej pogawędki – polemicznej oczywiście – dojdzie. Mówią innymi językami, operują innymi pojęciami. Stąd tyle w każdej takiej dyskusji nieporozumień, które wprzód mozolnie trzeba pousuwać, aby polemika o sprawy istotne i ważne, nie stała się sporem o słowa, źle zrozumiane, aby argumenty biły w siebie, a nie rozmijały się, pędząc w próżnię.

Marksizm jest doktryną. Nacjonalizm nie jest doktryną. To stwierdzenie pierwsze i zasadnicze. Bez tego ani kroku naprzód. Uprzytomnienie sobie tej zasadniczej różnicy, dlatego jeszcze jest niezbędne, że słowa: „marksizm” i „nacjonalizm”, z ową jednobrzmiącą, nieszczęśliwą końcówką „izm”, stwarzają zewnętrzny pozór jakiejś jednopłaszczyznowości pojęciowej. Chętnie już nieraz wyrzeklibyśmy się słowa „nacjonalizm”, aby położyć kres fałszywym asocjacjom izmowym, gdyby przekora i duma nie kazała go nam podtrzymywać: właśnie dlatego, że jest takie zohydzone, właśnie dlatego, że zrobiono zeń straszaka, właśnie dlatego, że na nie napadają. Uciekanie od słowa, choćby niefortunnego, jest tym samym, czym opuszczenie sztandaru. Nie opuszcza się sztandaru w walce. Można go zamienić i oddać do muzeum w czasie pokoju.

Pozostajemy więc przy słowie nacjonalizm, tylko proszę zapomnieć o jego końcówce „izm”. Znaczy ono po prostu: idea narodowa. Znaczy ono bardziej po prostu: miłość ojczyzny. To nie jest słowo określające pewną doktrynę, to słowo stwierdzające pewien stan rzeczy oczywisty i odwieczny: związek człowieka z ojczyzną.

Stąd pierwsze sprostowanie artykułu Leona Kruczkowskiego Bezdroża nacjonalizmu i socjalistyczne ideały („Prosto z mostu”, nr 59). Nacjonalizm nie jest „ideologią mieszczańską, przez mieszczaństwo w XIX wieku wprowadzoną do historii”. Nacjonalizm jest starszy zarówno od XIX wieku, jak i od mieszczaństwa. Zaś triumfy nacjonalizmu w XIX-tym wieku są właśnie najklasyczniejszym dowodem zwycięstwa rzeczywistości narodowej nad doktryną klasową.

Jakiż bowiem fakt historyczny stał się zaczątkiem owego „wprowadzenia nacjonalizmu do historii w XIX-tym wieku”? Wielka Rewolucja Francuska. Ta rewolucja, która według doktryny klasowej miała być rewolucją uświadomionego klasowego mieszczaństwa przeciw tyranii klas wyższych – a w perspektywie historycznej rysuje się nam dziś jako rewolucja narodowego mieszczaństwa przeciw skosmopolityzowanym warstwom górnym.

Podobne zjawisko historyczne tylko na jeszcze większą skalę, dzieje się w naszych oczach w Rosji Sowieckiej. I tu rewolucja rozegrała się pod hasłami klasowymi; wywołana została przez marksistów; miała się stać sprawdzianem słuszności doktryny. A z każdym dniem staje się bardziej widoczne, że rzeczywistość narodowa przezwycięża doktrynerstwo inspiratorów rewolucji. Odsunięto od władzy skosmopolitowane warstwy górne i kosmopolityzujące się mieszczaństwo – do głosu politycznego doszły masy ludowe i ich żywe instynkty narodowe. Z klasowej rewolucji – wyłania się powoli narodowy kształt nowej Rosji. Wyklęte słowo ojczyzna powróciło do słownika, tylko z innym przymiotnikiem: zamiast ojczyzny rosyjskiej – ojczyzna sowiecka.

Ta zmiana przymiotnika wskazuje na jeszcze ciekawszy proces: proces wykorzystania przez instynktowny, podświadomy nacjonalizm rosyjski, nawet międzynarodowych haseł doktryny komunistycznej do swych celów. Czego nie udało się dokonać caratowi przez rusyfikację różnoplemiennych elementów, zamieszkujących imperium rosyjskie, dokonywa czerwona Rosja przez sowietyzację imperium. Oczywiście, powstający naród sowiecki nie będzie tym samym, czym był naród rosyjski. Rosyjskości będzie w nim tylko wysoki procent, w każdym razie ponad 50. Na resztę nowego amalgamatu narodowego złożą się pierwiastki etniczne innych narodowości, zamieszkujących Z.S.S.R. Ale zawsze w historii tak jest, że powiększenie narodu dokonuje się za cenę wyrzeczeń na rzecz innych.

Specyficzna struktura etniczna i gospodarcza imperium rosyjskiego sprawiła, że marksizm, wyhodowany na zachodzie Europy, wbrew wszelkim teoretycznym przypuszczeniom jego twórców, właśnie w Rosji znalazł grunt podatny. Nie w Stanach Zjednoczonych, które w myśl doktryny komunistycznej, powinny były przede wszystkim przejść przez rewolucję, bo tam najdalej już jest posunięta koncentracja kapitału i znów – teoretycznie – najprostsze przejęcie produkcji przez proletariat, ale właśnie w uwstecznionej w rozwoju przemysłowym Rosji. Gdy dziś obserwuje się, jak w Sowietach gigantyczna rozbudowa przemysłu odbywa się pod hasłem dogonienia i przegonienia Zachodu, nie sposób oprzeć się myśli, że i tu działał podświadomy instynkt narodu: tylko poprzez rewolucję, tylko poprzez entuzjazm wyzwolonych mas, tylko poprzez uwznioślenie wewnętrzne pracy, zewnętrznie niewolniczej – mogła Rosja porwać się na ten wyścig, niezbędny dla potęgi narodu, konieczny dla odrobienia swego zacofania.

Tak się złożyło, że sucha, bezduszna doktryna marksizmu, w danym momencie historycznym, stała się pożytecznym narzędziem dla narodu rosyjskiego. W praktycznym zastosowaniu na terenie Z.S.S.R. nabrała zupełnie innego sensu wewnętrznego, często wręcz sprzecznego z założeniem twórców.

Międzynarodowość komunizmu, będąca niewątpliwie owocem wkładu myślowego w kształtowanie się doktryny komunistycznej Żydów, których forma życia w diasporze musi czynić zwolennikami internacjonalizmu – ta międzynarodowość, w skomplikowanej strukturze narodowościowej Rosji, nosi już dziś charakter na wskroś narodowy: jest kitem spajającym nową, sowiecką ojczyznę. Wewnątrz Z.S.S.R. działa całkująco; na zewnątrz stwarza możliwość dalszych podbojów (chwilowo zresztą nieprzewidzianych, bo dość jest do roboty w granicach dzisiejszych), nadto zaś oddaje Sowietom olbrzymie usługi w dyplomatycznej grze światowej: w każdym kraju są oddani Komiternowi miejscowi ludzie, gotowi poprzeć manifestacją potrzeby sowieckiej polityki zagranicznej.

Kolektywizm umożliwia Sowietom doganianie gospodarcze innych państw poprzez zmasowanie sił roboczych i zużytkowanie ich takie, jakie w ustroju kapitalistycznym musiałoby uchodzić za najstraszliwszy wyzysk. Jest to oczywiście praca dla sowieckiej ojczyzny, a nie dla kapitalisty; to jej nadaje inny charakter. Ale właśnie umożliwia Rosji doganianie Fordów i Kruppów.

Ba, nawet komunistyczna walka z religią na ziemiach rosyjskich, wobec rozkładu cerkwi prawosławnej, sekciarstwa i rasputinowskich tradycji, ma sens mocno odmienny, niż miałaby go gdzie indziej. Kto wie, czy nie będzie ona oczyszczeniem gruntu tylko; gdzie się już zjawiło słowo: ojczyzna, tam i słowo: Bóg, nie jest takie dalekie.

Zgoda więc z Leonem Kruczkowskim, że istotna treść socjalizmu (czy komunizmu) jest narodowa – ale w Sowietach. Ponieważ zaś właśnie tam stała się narodowa, ściślej: narodowo-sowiecka (jeszcze jedno zwycięstwo rzeczywistości narodowej nad doktryną klasową), to u nas równocześnie musi być antynarodowa, bo w konsekwencjach – antypolska. Socjalizm, a raczej komunizm, jest już dziś narodowym wyznaniem wiary – sowieckim. Kto przechodzi na to wyznanie – tym samym wynaradawia się. Stolicą jego ojczyzny staje się czerwona Moskwa. Po rozłamie na stalinowców i trockistów, nie ma już chyba takich naiwnych, którzy by wierzyli, że Kreml Stalina dąży serio do rewolucji światowej i do utopijnego Związku Socjalistycznych Republik Rad Świata. Kreml dąży do zbudowania potężnego państwa sowieckiego w Rosji, państwa, które można by oczywiście jeszcze zaokrąglić przez połknięcie najbliższych sąsiadów, jeśli dałoby się ich zaagitować dla sowieckiej narodowej wiary.

Otóż, po prostu, nie chcemy być połknięci. Walka na świecie rozgrywa się między narodami. Narody korzystają z doktryn, nawet cudzych i powtarzają je dla swoich celów (tak jak obecnie w Sowietach, tak jak w średniowieczu świat germański posługiwał się doktryną rzymską; cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego), doktryny są potężną bronią w walce narodów, ale tylko bronią. Treścią będzie zawsze naród, jego potrzeby i interesy.

Na tym gruncie może się jednak dogadamy z Leonem Kruczkowskim, bo dla niego (co wśród ludzi jego obozu jest rzadkie), pojęcie interesów narodu nie jest pustym dźwiękiem. To właśnie określenie: „interesy narodu”, znalazłem w artykule Kruczkowskiego, co świadczy, że pod pokostem doktrynerstwa socjalistycznego, jest w rozumowaniu Kruczkowskiego zdrowy sens… tak, tak!… nacjonalistyczny. Owo zdanie z artykułu Kruczkowskiego brzmi:

„Nacjonaliści nie reprezentują interesów narodu; wręcz przeciwnie, wyrażają interes swej klasy, sprzeczny z interesami mas ludowych”.

Typowy spór o słowa. Jasne jest bowiem, że przez nacjonalistów, rozumie tu po prostu Kruczkowski skosmopolityzowane, antynarodowe, tzw. warstwy wyższe, uzurpujące sobie prawo przemawiania w imieniu narodu, a reprezentujące w istocie egoizm kapitalistyczny. Przeciw takim „nacjonalistom” gotowym pójść ramię w ramię z socjalistą Kruczkowskim. W obronie interesów narodu.

Ale jak z jednej strony trzeba bronić narodu przed wyzyskiem kapitalistycznej międzynarodówki, tzw. klas posiadających, tak z drugiej nie można go oddawać na połknięcie sowieckiemu narodowi proletariackiemu. Trzeba mieć ambicję przebudowania ustroju narodowego własnymi siłami. Nie dlatego, że jak powiada Korolem („Prosto z mostu”, nr 60) „każdy naród uważa swój typ życia, ideę przez siebie reprezentowaną, za najlepszą”. To rzeczywiście jest megalomania narodowa. Natomiast każdy naród, wart miana narodu, powinien mieć ambicję stworzenia typu życia, który byłby najlepszy.

Typ życia, stworzony przez Sowiety, ma z pewnością wiele cech lepszych od istniejącego w tej chwili w Polsce, a bynajmniej nie pociągającego bałaganu liberalno-kapitalistyczno-faszystowskiego. Osiągnięcia sowieckie w dziedzinie sprawiedliwości rozdziału dochodu społecznego są tak oczywiście słuszne, że każdy Miedziński dziś o tym w Sejmie gada. Te zdobycze socjalizmu muszą się upowszechnić na całym świecie. Natomiast całokształt typu życia, tworzony przez Sowiety, budzić może i powinien poważne wątpliwości. Mści się na nim grzech pierworodny: grzech doktryny materialistycznej.

Oto jesteśmy przy drugim zasadniczym punkcie sporu: materializm – idealizm. Nie twierdzę i nie twierdziłem nigdy, aby socjalizm nie miał swoich ideałów. Oczywiście, ma je, czego wcale nie trzeba dowodzić przykładami heroizmu w walkach socjalistycznych, jak to czyni Kruczkowski. Wielcy konkwistadorzy i mali kolonialni agencji kapitalizmu też mają piękne karty heroizmu w swych dziejach, z czego nie wynika jeszcze wcale, aby byli ideowcami: wystarczy, że byli sportowcami.

Ideały socjalistyczne są niewątpliwe i znane. Ale są to ideały materialistyczne, właśnie owe postulaty sprawiedliwości w zakresie rozdziału dochodu społecznego. Sprawa ważna. Bardzo ważna. Konieczna do zrealizowania – ale wyczerpująca w najlepszym razie połowę potrzeb ludzkich. Ta druga połowa: potrzeby duchowe, traktowana jest w ustroju socjalistycznym jako nadbudowa. Luksus. Dodatek w godzinach wolnych od pracy. Cały system produkcji kapitalistycznej, obliczonej na wyzucie człowieka z człowieczeństwa i upodobnienie go maszynie, aby nie myślał i nie buntował się – przejmuje socjalizm bez zmian, zapewniając tylko robotnikowi sprawiedliwy udział w zysku. Nie może mieć prężności rozwojowej ustrój oparty na takim systemie. Po najbardziej oszałamiających, doraźnych sukcesach doganiania i przeganiania „zgniłego Zachodu” – musi się załamać. Załamać w psychice niewolników produkcji.

Otóż budowanie ustroju, który by pogodził postulaty zaspokajania potrzeb materialnych i duchowych, któryby zerwał z podziałem na konieczność i przyjemność, któryby przez przywrócenie pracy ludzkiej charakteru twórczego zapewnił każdemu największe dobro: rozkosz tworzenia – to zadanie, które stawiamy polskiej ambicji narodowej. Zadanie o wiele bardziej porywające, niż potulne przyłączanie się do sowieckiej gigantycznej maszyny ustrojowej.

Stanisław Piasecki

Prosto z mostu” Nr 9, 1936

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *