Nowoczesna szkoła państwowa, wraz z jej „wychowaniem państwowym” stała się z założenia swego całkiem bezideowa. Nie budzi w wychowankach miłości do żadnego celu wyższego, co najwyżej szczepi w ich umysłach doktryny dogodne dla rządzących i usiłuje w nich wpoić kult dla chwilowych urządzeń w państwie. Cóż w tym zresztą dziwnego? Jakąż ideę mogłaby wpajać szkoła dzisiejsza, otwarta w zasadzie dla wszystkich, dla swoich i obcych, dla chrześcijan i żydów? Jakąż ideę mogliby wspólnie szczepić nauczyciele, rekrutujący się Bóg wie skąd, ludzie z poczuciem narodowym obok adeptów międzynarodówek, chrześcijanie obok żydów? Czy w takim składzie ciała nauczycielskiego i w takim mieszanym składzie uczniów możliwe jest jakieś wychowanie inne, jak tylko oderwane od wszelkiej etyki religijnej i wszelkiej idei pozbawione?
Nie zaradzi temu poczucie narodowe pewnej części nauczycielstwa, ani istnienie katechetów szkolnych! W takich warunkach wychowanie szkolne może czynić zadość tylko jakimś wymogom formalnym, może ziać kultem dla istniejącej w państwie władzy i jej urządzeń, ale nawet tę swoją misję pełnić będzie obłudnie, bo nikt oczywiście z personelu nauczającego nie wierzy sam, jakoby – jak to ongiś kazano wierzyć Wilhelmowi Tellowi – kapelusz, zawieszony na drągu, reprezentował cesarza i zasługiwał na pokłon. Tylko szkoła narodowa może być dobrą szkołą dla narodu osiadłego. Przecież naród osiadły ma swoje wierzenia i swoje historyczne instynkty. Z nimi, z religią, z etyką i obyczajem narodu dobra szkoła musi żyć w zgodzie, jeżeli pragnie posiadać jakąś ideową treść i ożywić nią tak ogół uczących, jaki ogół swych uczniów. Tylko szkoła, odpowiadająca etyce i obyczajom ludności osiadłej może liczyć na rzetelne współdziałanie z rodziną. Walka z rodziną i z jej wpływem wychowawczym, tak częsta w dzisiejszej szkole – to w przeważającej większości wypadków nie wynik zaniedbania zadań wychowawczych przez dom, lecz tragiczne nieporozumienie, wynikłe stąd, że bezideowa szkoła godzi niejednokrotnie nieświadomie w etykę i obyczaje osiadłej ludności, a wskutek tego ludność ta widzi w niej tylko dodatkowy ciężar i przymus.
W ustroju narodowym zadaniem szkoły jest służyć potrzebom własnego narodu, nie zaś żadnym „obywatelom”; umacniać w nim instynkty osiadłości, to – poza jej dydaktycznym przeznaczeniem – jej główne zadanie wychowawcze. Ale miłości do ziemi rodzinnej, do dziejów własnego narodu nie budzi się przymusem, ani kazaniami, wygłaszanymi przez takich apostołów, którzy sami nie czują tej miłości, lecz prawią tylko piękne słówka zawodowo, dla kawałka chleba. Aby w kimś drugim, zwłaszcza w dziecku, rozpalić płomień uczucia, trzeba samemu żyć w ogniu. Własnej, żywej wiary nauczyciela nie zastąpi ani demagogia, ani pedagogia; to tak, jak odbite światło, które jarzy się sztucznym blaskiem, ale nie grzeje i pożaru nie wznieci.
Tadeusz Gluziński
fragment książki „Odrodzenie idealizmu politycznego”
źródło: nacjonalista.pl