Kościół, naród, sanacja

Kościół, naród, sanacja

          Polski przedwojenny nacjonalizm cierpiał na pewną przypadłość – poniekąd „dobrze” o nim świadczącą, ponieważ jest ona jedną z głównych wad narodowych Polaków – przypadłością tą było malkontenctwo. Stopniowo odrzucając przyjęty z dobrodziejstwem inwentarza, tj. całokształtem dorobku filozoficznego pozytywizmu, demoliberalizm, zaczął skłaniać się ku państwu autorytarnemu i wodzowskiemu, z czym wiążą się dwa problemy.

Po pierwsze, nie potrafił tego wodza wyłonić, po drugie, nie chciał, lub nie umiał dostrzec, że Państwo ma już wodza w osobie Józefa Piłsudskiego – i jakkolwiek w okresie dyktatury pomajowej zdarzały się flirty i romanse między narodowcami a władzą, in genere nacjonalizm polski pozostał w opozycji aż do upadku państwa jesienią 1939 r. Z drugiej jednak strony, za ten stan rzeczy trudno obciążyć wyłącznie malkontenctwo narodowe polskie – wszak u zarania niepodległości koncepcje ideowo-polityczne obozu narodowego i piłsudczykowskiego były diametralnie inne. Mimo starań Piłsudskiego, by czyn zbrojny legionów był nie tyle apolityczny, co ponadpolityczny, jego I Brygada skupiała głównie lewicującą inteligencję, która wierzyła w Polskę demokratyczną, liberalną, nowoczesną i nie była szczególnie przywiązana do Kościoła katolickiego (sam Józef Piłsudski do 1916 r. był wyznania ewangelicko-augsburskiego[1]). Gdy szanse niepodległej Polski zaczęły się materializować, ujawniło się pole następnych konfliktów. O ile dla endeków odrodzona Polska miała być państwem narodowym, o tyle dla Józefa Piłsudskiego taki jej kształt był planem minimum, nad który preferowane było rozwiązanie federacyjne lub „imperialistyczne”. To tylko sygnalizacja pewnych problemów i przepaści dzielących oba stronnictwa.

          Dziś jednak tamta Polska od lat osiemdziesięciu już nie istnieje i na wstrząsające nią spory polityczne, podówczas bardzo gorące (także ze względu na pełen pasji język dysput politycznych ówczesnej epoki) można spojrzeć chłodnym okiem. Rok 1926, w którym Józef Piłsudski sięgnął po władzę musiał bowiem przynieść (i przyniósł) pewne nieuniknione zmiany w światopoglądzie jego obozu. Każda władza, a szczególnie władza autorytarna, musi bowiem uwzględniać charakterystykę państwa i narodu, nad jakim przyszło jej panować. Wymusza to na niej kompromisy i rewizje własnych założeń ideowych. Starsi czytelnicy mogą pamiętać np. ewolucję stosunku do Kościoła w Polsce Ludowej, czego najwyraźniejszym przykładem było przejście od internowania prymasa Wyszyńskiego
w latach 50. do ogłoszenia żałoby narodowej po jego śmierci w roku 1980. W przypadku obozu Marszałka Piłsudskiego występuje jeszcze inny problem: to środowisko do maja 1926 roku nie miało spójnej ideologii, dopiero zamach stanu i konieczność sprawowania władzy w państwie stworzyły popyt na takową, a za popytem tym poszła podaż. Trzeba jednak zauważyć, że jak zwykle przy takim przetargu, zgłaszane są różne oferty, nierzadko sprzeczne – a w polityce, w przeciwieństwie do budowania autostrady, można wybrać kilka z nich i następnie zsyntezować. Tej podaży, z uwzględnieniem różnorodności składanych ofert, chcemy się przyjrzeć w niniejszym artykule, uwzględniając następujące zagadnienia istotne dla tożsamości narodowej Polaków, czyli stosunek do narodu i Kościoła.

Naród

          Obóz belwederski z czasów kształtowania państwowości polskiej i prób realizacji idei federacyjnej wyniósł pewien uraz do pojęcia narodu. Widać to we wczesnych latach dyktatury, gdy słowo to nie pojawia się często, najchętniej używane jest jako dopełnienie jednego z tytułów Józefa Piłsudskiego – „wódz narodu”[2]. Podobnie, jeszcze przed majem 1926 r. zrodził się bodaj podstawowy aksjomat ideologii piłsudczykowskiej, prymatu państwa nad narodem. Wprawdzie zauważano, że interesy państwa i narodu mogą być zbieżne, jednakże częściej miały znajdować się one w konflikcie. Takie wnioski wyciągano również z własnej historii, upadek dawnej Polski widząc w tryumfie interesu narodu nad państwową racją stanu[3]. Bogusław Miedziński[4] i Adam Skwarczyński[5] polemizowali więc
z nacjonalistycznymi wizjami stworzenia organizacji narodu. Ten pierwszy pisał, że jedyną taką organizacją jest państwo, drugi dodawał, że naród może istnieć jedynie w formie państwowej. Takie ujęcie sprawy prowadziło do dalszej agresji antyendeckiej, Ignacy Matuszewski (podpisany jako J. Ogiński) stwierdził w jednym z artykułów, że to piłsudczycy reprezentują całość interesu narodowego, zaś endecja tylko jego część[6]. Supremację państwa nad narodem w sanacyjnej wizji rzeczywistości tłumaczyła nie jego historia, ale również charakterystyczny dla tego obozu pragmatyzm – państwo było dla nich bardziej realne od narodu, dysponując możnością działania, było podmiotem prawa, a dzięki tym dwóm cechom, posiadało naturę moralną i stało na straży ładu moralnego[7].

          Waldemar Paruch wyróżnia cztery wyznaczniki piłsudczykowskiej polityki w odniesieniu do narodu: państwo winno sprawować opiekę nad narodem polskim i wszystkimi innymi narodami Polskę zamieszkującymi, polityka narodowa jest jedynie elementem polityki państwowej, na władzy spoczywa obowiązek powstrzymywania działań narodowych o charakterze antypaństwowym, w stosunkach z narodami państwa należy przestrzegać zasady tolerancji[8]. Od takiego przedstawienia sprawy niedaleko do politycznej definicji narodu i taką też próbowano konstruować. Naród miał być wspólnotą o charakterze politycznym, posiadającą wspólną historię, opierać się na micie wspólnego państwa. Miarą wartości wszystkich mieszkańców miało być zatem ustosunkowanie się ich do państwa, nie zaś kwestie etniczne[9].

          Od tych kwestii jednakże abstrahować się nie dało. Pomijając pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy, faktem było, że najbardziej z państwem utożsamiają się Polacy, ponieważ to wśród nich istotną rolę odgrywało istnienie więzi narodowościowych i świadomość etniczna. Już choćby dla zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego należało te fakty zaakceptować[10]. Stąd też „Gazeta Polska” – główne pismo obozu władzy – z czasem zmieniła nieco retorykę: odtąd interes państwa i narodu nie miał już być sprzeczny, ponieważ prowadziłoby to do anarchii, państwo zostało zaś określone jako „organizm” narodu. Rzecz niezwykła w realiach sanacyjnych – przyznano, że istnieją pewne ograniczenia możliwości państwa – oto nie mogło ono krępować żywotnych sił swego narodu[11]. Ta sama gazeta pisała niedługo później o tym, że w ideologii sanacyjnej znajduje się miejsce dla pojęcia narodu[12], a utrzymanie tego kursu przyniosły wypowiedzi ministra spraw wewnętrznych, Bronisława Pierackiego. W przemówieniu wygłoszonym w Senacie
w marcu 1932 r. stwierdził on odrębność narodów politycznego i etnicznego, choć jednocześnie wyraźnie zaznaczył, że jedynym przywilejem etnicznego narodu polskiego jest przywilej większości – co pociąga za sobą większe obowiązki, a to np. wyrzeczenie się nacjonalizmu[13]. Już jednak rok później Bronisław Pieracki nieco zmienił retorykę – przyznał, że tylko naród jest siłą dziejotwórczą, wytwarzającą swe jutro[14]. Jak zauważa Władysław T. Kulesza, było to wyraźne odstępstwo od dotychczasowej linii obozu sanacyjnego[15].

          Mimo iż dający się wyczytać z przemówień ministra Pierackiego pogląd o utożsamieniu państwa i narodu odrzucono, jako zbyt daleko idący, to jednak naród zagościł na trwałe w publicystyce sanacyjnej i uzyskiwał coraz godniejszą pozycję.
W styczniu 1934 r. Bogusław Miedziński zwracał uwagę, że celem państwa jest służba narodowi[16], a później zaatakował endecję twierdzeniem, że sanacja ma własny nacjonalizm, ujawniony najpierw w czasie walk o wolną Polskę, a następnie w budowie wielkiej Polski – był to tzw. „nacjonalizm pozytywny”[17].

          Trend ten uległ dalszemu wzmocnieniu po śmierci Józefa Piłsudskiego. Jeszcze w 1935 r. współautorzy publicystycznego komentarza do konstytucji kwietniowej określili w nim Państwo Polskie jako „własność narodu polskiego”[18]. Rok później Zjazd Uczestników Ruchu Niepodległościowego Związku Młodzieży Polskiej stwierdził tożsamość racji stanu i dobra narodu, a wreszcie, w lutym 1937 r. Adam Koc explicite przyznał, że nie ma sprzeczności między interesem narodu i interesem państwa[19]. Pociągało to za sobą określone konsekwencje – naród polski zaczęto definiować przez więź etniczną i duchową, wspólnotę pewnych cech psychicznych czy stylu myślenia. Nowa organizacja polityczna sanacji, Obóz Zjednoczenia Narodowego, stawiała sobie za cel konsolidację narodu, tak w poszczególnych regionach, jak i w całym kraju[20]. Takie ujęcie problemu kazało widzieć przed narodem konkretne wymagania. Miał on działać na rzecz bezpieczeństwa państwa i jego niepodległości, obrony swojej dominacji w życiu politycznym Polski, wreszcie zasiedlać obszary ważne strategicznie, a nieposiadające dostatecznej przewagi żywiołu polskiego[21]. Co więcej, w wymiarze lokalnym, polityka narodowościowa miała być przez władzę konsultowana z polskimi mieszkańcami tych obszarów[22]. Trzeba jednak podkreślić, że do roku 1939 nie dokonało się (być może nie starczyło na to czasu?) całkowite przejście obozu sanacyjnego na pozycje nacjonalistyczne – działania te Waldemar Paruch określa mianem „dowartościowania” narodu w stosunku do państwa, które miało objawiać się w utożsamieniu interesów państwowych i narodowych (aczkolwiek realizowały się one na innych płaszczyznach i dążyły do innych celów), przyznaniu narodowi polskiemu stanowiska, mówiąc językiem mającej nadejść epoki, „siły przewodniej” w państwie, co prowadziło do uznania pozytywnego znaczenia dla państwa pewnych postaw nacjonalistycznych, podnoszących bezpieczeństwo Polski[23].

          Podsumowując powyższe rozważania, trzeba zauważyć, że stosunek obozu sanacyjnego do narodu zmieniał się w czasie. Okres świeżo po przewrocie majowym charakteryzował się dotychczasową, sceptyczną wobec samego pojęcia „narodu”, retoryką. Wynikała ona z kilku czynników – po pierwsze, zapatrywań na tę sprawę samego Marszałka, po drugie z socjalistycznej przeszłości wielu przedstawicieli nowej władzy, po trzecie – z prędkiego (bo mającego miejsce już na jesieni 1926 r.) ralliement konserwatystów (tradycyjnie sceptycznych wobec nowinki, jaką jest naród) do reżymu, wreszcie – ze sporu obozu belwederskiego z endecją. Paradoksalnie to ostatnie stało się jednym z powodów zmiany nastawienia piłsudczyków w stosunku do narodu. Sanacja dążyła do zjednoczenia całego społeczeństwa pod swoimi skrzydłami, widząc w partyjniactwie przyczynę upadku Polski przedrozbiorowej i obawiając się powrotu takiego scenariusza. Niemożliwe jednak byłoby przyłączenie do obozu tych środowisk, których trzon ideowy byłby krytykowany z samej tylko definicji, a nie za przypadłości. Wprawdzie pierwotnie taki był plan osłabienia endecji, co stało się jedną z przyczyn aliansu Piłsudskiego z ziemiaństwem – Marszałek odebrał w ten sposób środowisku nacjonalistycznemu monopol na prawicę. Jak pokazały wybory w 1928 roku (w przeciwieństwie do wyborów brzeskich – jeszcze względnie wolne) była to zagrywka skuteczna, ale niewystarczająca. Zadziałała jako osłabienie endecji, nie była jednak w stanie przyciągnąć jej w szeregi sanacji (boć i nie na taki cel była obliczona). Stąd też w latach 30. nastąpiła wśród ideologów obozu władzy pewna zmiana. Odtąd nie krytykowano już nacjonalizmu samego w sobie, a jego endeckie rozumienie. Taka była geneza wypowiedzi Bogusława Miedzińskiego o nacjonalizmie czasu walk legionowych i nacjonalizmie władzy budującej wielką Polskę. Ten sanacyjny nacjonalizm zyskał nazwę „nacjonalizmu pozytywnego”.

          Taki kontekst jeszcze bardziej utrudnia odpowiedź na pytanie, czy rok 1935 i śmierć Józefa Piłsudskiego przyniosły rewizję dotychczasowych idei, czy ich kontynuację, niemniej przeczy prostej, a lansowanej przez niektóre środowiska narodowe tezie, że dyktatura do śmierci Marszałka opierała się tylko na jego autorytecie, a potem, zbankrutowana ideowo, a jednocześnie przesunięta na prawo, nie miała innego wyjścia, jak tylko sięgnąć po koncepcje swojej głównej rywalki na prawicy[24]. Na samodzielne wytwarzanie pewnej formuły narodowej przez przedstawicieli obozu przed rokiem 1935 zwraca uwagę Władysław Kulesza[25]. Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że rok ten przyniósł ze sobą nie tylko śmierć Wodza, ale także zepchnięcie na boczny tor wielu dotychczasowych głównych ideologów sanacyjnych, jak choćby Walerego Sławka. „Nacjonalizm pozytywny” pojawiał się w wypowiedziach osób należących do tzw. „grupy pułkowników”, która po 1935 r. uległa dekompozycji – i nie poznamy odpowiedzi na pytanie, czy nowa ekipa rządząca rozwinęła ich myśl w pożądanym kierunku. Niemniej faktem jest, że stopniowe dowartościowanie narodu dokonywało się powoli, aczkolwiek konsekwentnie, jeszcze za życia Marszałka i wychodziło ze środowiska jego najwierniejszych pretorian, czyli właśnie pułkowników. Ponadto, było działaniem skutecznym, ponieważ część posłów narodowych głosowała za przyjęciem konstytucji kwietniowej.

Kościół

          Jak zostało podniesione na wstępie, środowisko piłsudczykowskie, wywodzące się z szeregów postępowej inteligencji, nie identyfikowało się zbyt mocno z Kościołem rzymskokatolickim. Kwestię tę komplikowały jeszcze dwa zagadnienia: po pierwsze, poparcie, jakim Kościół obdarzał głównego rywala politycznego, czyli endecję, a po drugie, etatystyczna doktryna polityczna sanacji. Uznanie państwa za Grundnorme oznaczało podporządkowanie państwu Kościoła, a na to Kościół, z wiadomych względów, zgodzić się nie chciał (i nie mógł). Podobnie sceptycznym musiał być wobec koncepcji solidaryzmu społecznego, stojącego ponad podziałami wyznaniowymi.

          Z drugiej strony, trudno było w realiach polskich nie dostrzec szczególnej roli katolicyzmu. Z przyczyn pragmatycznych i ze względu na wymogi racji stanu przedstawiciele obozu dostrzegali wartość tradycyjnych religii dla życia społecznego i moralności, co prowadziło zaś do prostej konkluzji – ułożenia poprawnych stosunków
z Kościołem, opartych na zasadzie dialogu. Zgadzało się z tym nawet lewe skrzydło obozu, a do roku 1931 ustalono zasady uczestnictwa przedstawicieli władzy w uroczystościach kościelnych. Wynikało to z katolickiego charakteru narodu polskiego[26].

          Okres przewagi skrzydła liberalnego wykorzystano tymczasem do dokonania znacznego zbliżenia w relacjach z Kościołem. Utrzymano postanowienia konkordatu, choć przed zamachem stanu dokument ten traktowano jako osłabiający polską suwerenność. Oprócz tego wzmocniono pozycję Kościoła w szkolnictwie, uregulowano pracę kapelanów (osobista interwencja samego Marszałka doprowadziła do tego, że kapelani wojskowi zostali zwolnieni z obowiązku noszenia munduru i mogli nosić sutannę), kwestię własności kościelnej uregulowano spełniając postulaty Kościoła[27]. Wprawdzie obozowi liberałowie,w przeciwieństwie do radykałów, co brzmi nieco paradoksalne – mieli pozytywny stosunek do Kościoła i uważali, że należy go wzmacniać[28], ale tak przychylny stosunek do Kościoła miał znacznie szersze tło. Jak już zostało wspomniane, Kościół na scenie politycznej popierał głównie endecję, a ta, w pierwszym okresie rządów Józefa Piłsudskiego, została uznana za wroga numer jeden[29]. Dogadując się z Kościołem, nawet idąc względem niego na daleko posunięte ustępstwa, sanacja starała się pozbawić swojego politycznego przeciwnika kościelnego wsparcia, co ze względu na siłę katolicyzmu w Polsce, w kontekście wyborów, nabierało ogromnego znaczenia. Co ciekawe, politykę tę w pewien sposób zapoczątkował sam papież – Pius XI powierzył bowiem prymaturę w Polsce biskupowi Hlondowi, który, do 1922 r. rzadko bywając w Polsce, nie związał się z żadnym obozem politycznym, w tym z endecją[30].

          Za element dążenia do ocieplenia stosunków z Kościołem, można też uznać otwarcie obozu na konserwatystów. Mieli oni, co oczywiste, pozytywny stosunek do katolicyzmu, jako religii prawdziwej, doceniali też jego walor cywilizacyjny. Zachowawcy uważali, że to Kościół przesądził o przynależności Polski do Zachodu, a także bronił przed religijnym, tj. prawosławnym, naciskiem ze strony Rosji[31].

          Grupa pułkowników tymczasem, mając na uwadze rację stanu, zauważyła, że Kościół może być wykorzystany do budowania potęgi państwa i realizacji jego interesów. Mimo to, opowiadała się ona za osłabieniem pozycji Kościoła, celem wzmocnienia państwa[32]. Stosunek pułkowników do Kościoła był bardzo przedmiotowy i pragmatyczny. Dość wspomnieć, że Adam Skwarczyński proponował w pewnym momencie założenie Kościoła narodowego – ale to w czasach, gdy nie trzeba było brać odpowiedzialności za państwo. W 1926 roku Piotr Dunin-Borkowski całą sprawę podsumował niezwykle lapidarnie i celnie: „jesteśmy krajem katolickim, na to nie ma rady”[33]. Mimo konfliktu zatem, również pułkownicy dążyli do poprawnego ułożenia stosunków z Kościołem. Głównym punktem zapalnym była w okresie ich rządów kwestia tzw. „wychowania państwowego”. Kościół widział w tej reformie edukacji widmo statolatrii. Wypowiedzi ministrów były raczej koncyliacyjne, zwracały uwagę, że Kościół nie jest przeciwny wychowaniu patriotycznemu, a jedynie monopolowi państwa w dziedzinie edukacji.
W dyskusji nad tym zagadnieniem głos zabrał także podsekretarz stanu ministerstwa wyznań religijnych i oświecenia publicznego, którym był… ksiądz prałat Bronisław Żongołłowicz. Wyraził on pogląd, że państwo i Kościół powinny ze sobą ściśle współpracować. W związku jednak ze sceptycznym podejściem Kościoła, Walery Sławek skierował do Episkopatu list, w którym zapewniał o tym, że reforma nie narusza interesu Kościoła, ani postanowień konkordatu[34].

          Pogorszenie stosunku do Kościoła wiązało się z objęciem teki ministra WRiOP przez Janusza Jędrzejewicza, związanego z lewicową frakcją obozu. Próbował on ustalić ogólne zasady polityki wyznaniowej. Wartością naczelną miało być dobro państwa i mocarstwowe stanowisko, a nadużywanie haseł religijnych mogło prowadzić do zakłócenia stosunków państwa z Kościołem. Minister Jędrzejewicz wyrażał również przekonanie o chęci harmonijnej współpracy, a zagrożenia dla niej dopatrywał się po stronie hierarchów kościelnych. Groził, że rząd nie będzie tolerował naruszania prawa przez duchownych. Ta retoryka była jednak zbyt ostra i zdecydowano się ją złagodzić. Już jako premier, Jędrzejewicz wypowiadał się w bardziej umiarkowany sposób[35].

          Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, zgodnie z deklaracją z 1928 roku, opowiadał się za neutralnością religijną. Jednocześnie zaakceptowano fakt, że Polska jest państwem katolickim. Kościół miał być dla strony rządowej partnerem, a nie mentorem[36]. W ten sposób uznano szczególną pozycję Kościoła katolickiego, zdecydowano się przestrzegać korzystnego dla Kościoła konkordatu i przepisów dotychczasowej konstytucji. W latach 30., w ramach obozu pojawiły się nowe, przeciwstawne tendencje. Niektóre środowiska domagały się walki z bezbożnictwem i wolnomyślicielstwem, inne chciały totalizacji stosunków wewnętrznych z wykorzystaniem do tego celu Kościoła, jeszcze inne przyjmowały retorykę radykalnie laicką[37]. Ogólnie jednak laicyzm był uznawany za nieaktualny, niemniej kolejne rządy stały na stanowisku odrębności zadań i celów państwa oraz Kościoła. Jednocześnie, co oczywiste, uznawano nadrzędność tych pierwszych. Była to swego rodzaju droga środka, odrzucano bowiem również formułę państwa wyznaniowego, a z powodów politycznych, dotyczących tak Kresów, jak i ogólnie zróżnicowanej kompozycji religijnej ówczesnego państwa, władza zdecydowanie odżegnywała się od popierania misji ewangelizacyjnej Kościoła[38].

          Powyższe zasady stosunku państwa do Kościoła[39] należy jednak ocenić również
z uwzględnieniem praktyki. Ta, jak widzimy, zależała w pewnym stopniu od aktualnej ekipy rządzącej. Po odejściu Jędrzejewicza ze stanowiska premiera, powrócono do bardziej koncyliacyjnego nastawienia[40]. Stosunek władz do Kościoła przejawiał się szczególnie w legislacji. Tę Władysław T. Kulesza dzieli na trzy grupy: prawodawstwo korzystne dla Kościoła, prawodawstwo korzystne dla państwa i prawodawstwo kompromisowe. Przeważało to pierwsze, wbrew oporowi Kościoła uchwalono bez zmian tylko ustawy dotyczące reformy szkolnictwa. Mimo coraz silniejszej pozycji państwa, po roku 1932 powrócono do formuły ustępstw na rzecz Kościoła, a po roku 1933 udało się wreszcie nawiązać wzajemne kontakty. Episkopat sam rozszerzył konkordatowy obowiązek modlitwy księży za pomyślność państwa także na święta 15 sierpnia i 11 listopada[41].

          W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż w nowej konstytucji ten kurs został utrzymany. Mimo odziedziczenia konkordatu po rządach poprzedników i nierzadko ostrą jego krytykę, przed majem 1926 roku nie zdecydowano się go nigdy wypowiedzieć lub choćby renegocjować, zaś konstytucja kwietniowa utrzymała w mocy dotyczące religii przepisy swej poprzedniczki.

          Po roku 1935 obóz rządzący zaczął odchodzić od deklarowanej wcześniej neutralności religijnej na rzecz identyfikacji z katolicyzmem. Kościół zaczęto ściśle łączyć z polskością. OZN, w przeciwieństwie do BBWR-u, identyfikował się z realizacją wartości katolickich. Jednocześnie otworzyło to nowe pole do krytyki Kościoła: zbyt małe zaangażowanie w dzieło narodowej konsolidacji. Nowa polityka wyznaniowa była także związana z nowym stosunkiem wobec narodu polskiego, stąd katolicyzm zawdzięczał wzrost swego znaczenia pełnionej roli kulturowej i narodotwórczej. Było to szczególnie widoczne w tych obszarach, gdzie identyfikacja religijna była synonimem identyfikacji narodowej. Odrzucono także tezę o odrębności celów państwa i Kościoła, odtąd obie instytucje miały umacniać naród polski, państwo stało się gwarantem misji ewangelizacyjnej Kościoła w Europie środkowej, a Kościół wzmacniał pozytywny nacjonalizm[42].

          Podsumowując, sanacja wywodziła się ze środowiska pierwotnie areligijnego
i momentami antyklerykalnego. Retoryka piłsudczyków przed zamachem majowym była wyraźnie niechętna Kościołowi, nie tylko dlatego, że ten wspierał polityczny obóz ich przeciwników, czyli endecję, ale również dlatego, że w konkordacie dostrzegano możliwość ograniczania polskiej suwerenności. Jednakże po dojściu do władzy zdecydowało podejście pragmatyczne, tj. chęci ułożenia poprawnych stosunków z największym polskim wyznaniem. Piłsudczycy nie zaczęli nagle odznaczać się głęboką religijnością, ale w większej części zrozumieli znaczenie Kościoła w dziejach Polski, a także jego współczesną siłę. Obóz Marszałka miał w tym i interes polityczny, czyli rozbicie sojuszu Kościoła z endecją, stąd też pierwszy okres po zamachu stanu, czyli okres rządów sanacyjnych liberałów charakteryzował się polityką bardzo przychylną Kościołowi. Stosunki pogorszyły się, gdy sanacyjna władza okrzepła. Okres przewagi frakcji pułkowników oznaczał pewne konflikty, zwłaszcza na tle reformy edukacji, która w opinii kleru nosiła pewne cechy totalizacji życia społecznego. Apogeum tych sporów nastąpiło w okresie pełnienia funkcji ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego przez Janusza Jędrzejewicza, jednego z głównych obozowych antyklerykałów. Po objęciu przezeń teki premiera, władza przeszła do wygaszania konfliktu, a po ustąpieniu z tej funkcji – rozpoczęło się ponowne ocieplenie relacji. W roku 1933 zaczęły spełniać się pragnienia wyrażane od czasu przewrotu majowego, by relacje z Kościołem oprzeć na dialogu. Informacje te każą zakwestionować, podobnie jak było to w przypadku stosunku do narodu polskiego, pogląd o nagłej rewizji poglądów w roku 1935. Poprawa stosunku do Kościoła następowała w tym momencie już od dwóch lat, konstytucja kwietniowa utrzymała w mocy korzystne dla Kościoła unormowania konstytucji marcowej.

Resumé 

          Porządkując powyższe wywody, trzeba zacząć od tego, że środowisko pomajowego obozu władzy (nie uwzględniając grup „przyłączonych” po zamachu stanu) wywodziło się z kręgów lewicowej inteligencji postępowej, czyli z pozycji odległych endeckiemu nacjonalizmowi, czy prawicy w ogóle. Ich dryf na prawo rozpoczął się już w czasie epopei legionowej, gdy bierność społeczeństwa w obliczu walki o wolność zniechęciła ich do ludu i demokracji, a zniechęcenie to pogłębiły pierwsze lata niepodległej Polski. W swoich zapatrywaniach na rolę Kościoła w państwie i społeczeństwie, pozostali na dotychczasowych stanowiskach, pogląd zaś na naród wprawdzie łączył ich ze środowiskami konserwatywnymi, jednak z nacjonalistami poważnie dzielił. Obóz sanacyjny obejmował jednak władzę nie mając w pełni sprecyzowanej, doszlifowanej ideologii, wytwarzał ją w pismach swoich intelektualistów, mowach posłów tudzież senatorów i przez praktykę polityczną.

          Głównym wszakże założeniem, któremu sanacja pozostała wierna przez cały okres pomajowy, było przekonanie o nadrzędnym charakterze państwa – i stosunek do wartości takich, jak naród czy Kościół, był oceniany z państwowego punktu widzenia. We wczesnym okresie w narodzie i poglądach nacjonalistycznych widziano zagrożenie dla tak wieloetnicznego bytu, jakim była ówczesna Polska i poglądy te zwalczano. Z czasem dostrzeżono jednak pewną wartość narodu, jako swego rodzaju siły przewodniej w państwie, zaś samo państwo uznano za polityczną i organizacyjną emanację narodu. Co ważne, nastąpiło to jeszcze przed rokiem 1935, a ten sanacyjny nacjonalizm doczekał się swojej nazwy „nacjonalizmu pozytywnego”.

          Stosunek do Kościoła pozostał bardziej złożony. Wyciszono wprawdzie obecny
w obozie antyklerykalizm, zdecydowano się na współpracę uznając fakt silnej pozycji Kościoła w Polsce. Po pierwsze jednak, zbyt ceniono formułę neutralności religijnej, a po wtóre, w silnym i niezależnym Kościele widziano jeszcze większą konkurencję dla państwa niż w narodzie, ze względu zaś na ponadnarodowy charakter Kościoła, trudno było dokonać tego samego zabiegu, którego dokonano w poprzednim przypadku. Już w latach 30. miały miejsce największe zatargi między władzą a Kościołem, w końcu jednak zostały one wyciszone. I tu znów trzeba zauważyć, że na współpracę zdecydowano się jeszcze przed nową konstytucją czy śmiercią Marszałka.

          Mając powyższe na uwadze, skłaniać się należy ku wnioskowi, że rok 1935 nie był datą aż tak przełomową, za jaką często uchodzi. Wbrew popularnej opinii, sanacja nie była dyktaturą czysto pragmatyczną i bezideową, a w chwili śmierci charyzmatycznego wodza, jakim był Józef Piłsudski, nie stanęła w obliczu ideologicznego bankructwa. Przyjaźniejszy stosunek do Kościoła i narodu był nierzadko efektem prac własnych ideologów i poszukiwania własnej formuły, sanacja stale w tym kierunku, jeszcze za życia Piłsudskiego, ewoluowała. Niewątpliwie natomiast proces ten nabrał prędkości po roku 1935 i faktycznie częstokroć poszukiwania własnej formuły oraz praca własnych ideologów, zostały zastąpione „kradzieżą” myśli narodowej. Stało się tak jednak dlatego, że po pierwsze, pewna nić porozumienia, wspólny fundament na tych płaszczyznach, zostały już odnalezione, po wtóre zaś – najpłodniejsi spośród tych ideologów wywodzili się ze środowiska starych piłsudczyków, którzy po roku 1935 byli marginalizowani przez nową ekipę Rydza, która tym samym – po trzecie – musiała szybko znaleźć dla nich jakąś alternatywę.

Adrian Zimny

Polityka Narodowa nr 22


[1]     Urodzony i wychowany w rodzinie katolickiej, Józef Piłsudski zmienił konfesję w roku 1899 celem zawarcia małżeństwa z Marią Juszkiewiczową, która – również pochodząca z rodziny katolickiej, przyjęła luteranizm celem przeprowadzenia rozwodu z pierwszym mężem. Aby poślubić rozwódkę, Piłsudski również musiał przyjąć protestantyzm. Dodajmy jeszcze, by do tego wątku nie powracać, że niezależnie od aktualnej konfesji (augsburskiej lub katolickiej), nie był Józef Piłsudski przesadnie religijnym człowiekiem, w nabożeństwach brał udział, gdy wymagały tego od niego obowiązki związane z pełnieniem tej, czy innej funkcji, nie pamiętał tekstu niektórych modlitw (Por. B. Urbankowski, Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg, Poznań 2014, s. 925) itd. Z drugiej strony posiadał autentyczne nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny.

[2]     W. T. Kulesza, Koncepcje ideowo-polityczne obozu rządzącego w Polsce w latach 1926-1935, Wrocław 1985, ss. 143-144.

[3]     W. Paruch, Myśl polityczna obozu piłsudczykowskiego 1926-1939, Lublin 2005, ss. 102-103.

[4]     B. Miedziński, Naród przeciwko państwu, „Głos Prawdy”, nr 44 z 28 sierpnia 1926 r.

[5]     A. Skwarczyński, Wskazania, Warszawa 1934, ss. 48-49.

[6]     J. Ogiński, Sedno sprawy, „Głos Prawdy”, nr 62 z 15 września 1926 r.

[7]     W. Paruch, dz. cyt., s. 103

[8]     Tamże, s. 386.

[9]     Tamże, ss. 387-389.

[10]   Tamże, s. 389.

[11]   Programowe łamańce, „Gazeta Polska”, nr 214 z 6 sierpnia 1930 r.

[12]   Formuła deklamacyjna, „Gazeta Polska”, nr 17 z 17 stycznia 1932 r.

[13]   Mowa pana ministra Pierackiego w senacie, „Gazeta Polska”, nr 65 z 4 marca 1932 r.

[14]   Exposé ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego w komisji budżetowej sejmu, „Gazeta Polska”, nr 17 z 17 stycznia 1933 r.

[15]   W. T. Kulesza, dz. cyt., s. 146

[16]   B. Miedziński, Na jakich podstawach zbudowano projekt konstytucji?, „Gazeta Polska”, nr 12 z 12 stycznia 1934 r.

[17]   Tenże, Odpowiedź opozycjonistom, mowa posła Bogusława Miedzińskiego, „Gazeta Polska”, nr 45 z 14 lutego 1934 r.

[18]   K. Hrabyk, M. Piszczkowski, Z. Stahl, Nowa konstytucja polska: Szkice polityczne, Lwów 1935, s. 24.

[19]   W. Paruch, dz. cyt., s. 104

[20]   Tamże, ss. 394-395.

[21]   Tamże, s. 396.

[22]   Tamże, s. 426.

[23]   Tamże, s. 105.

[24]   Tak np. twierdził Roman Dmowski. Wydaje się, że Pan Roman ujął sprawę tak prosto na poczet zwyczajnej walki politycznej i chęci dowartościowania swojego stronnictwa, trudno bowiem uwierzyć, by tak wybitny myśliciel polityczny i uważny obserwator sceny politycznej nie zauważył przeobrażeń dokonujących się w łonie sanacji już od dziewięciu lat. Nawet gdyby jednak, nie usprawiedliwia to bezmyślnego powtarzania tej tezy.

[25]   W. T. Kulesza, dz. cyt., s. 148.

[26]   W. Paruch, dz. cyt., ss. 430-432.

[27]   W. T. Kulesza, dz. cyt., s. 87

[28]   W. Paruch, dz. cyt., s. 431

[29]   A. Garlicki, Józef Piłsudski (1867-1935), Kraków 2017, ss. 782-783.

[30]   W. T. Kulesza, dz. cyt., ss. 86-87. Gwoli ciekawostki można wspomnieć, że w przeciwieństwie do krajowego episkopatu, nieufnego wobec osoby Józefa Piłsudskiego, papież Pius XI miał do Marszałka stosunek bardzo pozytywny.

[31]   W. Paruch, dz. cyt., s. 431.

[32]   Tamże.

[33]   P. Dunin-Borkowski, List do Adama Skwarczyńskiego, „Droga”, 12/1926, s. 10.

[34]   W. T. Kulesza, dz. cyt., ss. 202-203.

[35]   Tamże, ss. 203-204.

[36]   W. Paruch, dz. cyt., s. 434.

[37]   Tamże, ss. 439-441.

[38]   Tamże, s. 442-444.

[39]   Podobny do W. Parucha katalog proponuje także W. T. Kulesza, por. tamże, dz. cyt., s. 204.

[40]   W. T. Kulesza, dz. cyt., s. 206.

[41]   Tamże, ss. 205-206.

[42]   W. Paruch, dz. cyt., ss. 434-435, 441-443.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *