W przedwojennej Galicji taki rodzaj uczuć patriotycznych i sposób ich uzewnętrzniania nazywany był “tromtadracją”. Odżył on obecnie w pełni w Polsce niepodległej, ażeby wycisnąć swe piętno na psychice i na całym sposobie postępowania grupy tzw. “sanacji”. Jakie są przyczyny tego zjawiska? Czy wypływa ono z powtarzających się wciąż w zespole “sanacyjnym” pomysłów pokonania obozu narodowego “jego własną bronią”, zagłuszenia nakazów polityki narodowej jaskrawością “patriotycznej frazeologii? Niewątpliwie, ten wzgląd taktyczny odgrywa niemałą rolę, jednakże gust, z jakim ową frazeologią posługują się “sanatorzy”, jest wymowną wskazówką, że przyczyny samego zjawiska należy szukać głębiej, że wyjaśnienie może tu dać jedynie bliższe wniknięcie w dzieje kształtowania się typu psychicznego ludzi, stanowiących teraz w Polsce partię rządzącą.
Rozpatrując rzecz z tego stanowiska, należy pamiętać, że działacze, stanowiący najdawniejszy i najściślejszy ośrodek obozu “sanacyjnego”, w młodości swej wszyscy bodaj formowali swoje przekonania polityczne na podstawie ideologii socjalistyczno-radykalnej. Wychowywała ich doktryna materialistycznego poglądu na dzieje, drogę wskazywał “Manifest komunistyczny” Marxa i Engelsa, głoszący, że “robotnicy nie mają Ojczyzny”. W roku 1892, kiedy młody Józef Piłsudski wstępował do Polskiej Partii Socjalistycznej, program partii, uchwalony na zjeździe organizacyjnym w Paryżu, stwierdzał, że ona “obstaje wiernie przy sztandarze międzynarodowej myśli rewolucyjnej”. W ogłoszonych w osiem lat później “wskazaniach taktycznych”, Centralny Komitet Robotniczy P. P. S. wypowiadał opinię, że “świadomy proletariat nie może dziś przykładać ręki do realizowania programu jakiegokolwiek stronnictwa patriotycznego, bo byłoby to samobójstwem, budowaniem swymi rękami władz, które potem zwalać będzie trzeba”. Zaś żywioły niesocjalistyczne, lewicowe i prawicowe, które w późniejszym okresie dołączyły się do szeregów dzisiejszej “sanacji”, z reguły ulegały w silniejszym albo słabszym stopniu działaniu prądów, które by można określić w sposób ogólny jako “ideologię masońską”, “antynacjonalistyczną”, a poddawały się pod tym względem wpływom pozornie tylko ze społeczeństwem polskim zasymilowanych sfer żydowskich. Nic też dziwnego, że walka z polskim obozem narodowym była i jest osią całej działalności obozu “sanacyjnego” i naczelnym punktem jego programu, że pod hasłem tej właśnie walki dokonany był w r. 1926 “przewrót majowy”, obecnie zaś, po trzech dalszych latach doświadczeń, do tego samego boju niezmordowanie nawołuje swoich zwolenników komendant Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, pułkownik Sławek.
Ale miłość Ojczyzny jest w duszy ludzkiej czymś tak przyrodzonym, instynktownym, koniecznym, że można ją osłabić i wykrzywić jej kierunek, ale zniszczyć jej i wyrwać z korzeniami nie zdołają żadne nakazy, żadne doktryny, żadne organizacje. Niejednokrotnie obserwować można zjawisko, że zdecydowani “wolno- myśliciele”, którzy za ujmę uważaliby dla siebie odmówienie pacierza, obawiają się zapalić jedną zapałką trzeciego papierosa, przywiązują zabobonne znaczenie do “trzynastki” itp.: naturalna, na dnie duszy ukryta tęsknota metafizyczna, poczucie zależności człowieka od wyższej Potęgi, zagłuszone teoriami ateizmu, odnajdują ujście w poddawaniu się pod władzę najpłytszego, najbardziej bezsensownego przesądu. Podobnie też sumienie narodowe, stępione hasłami “ogólnoludzkimi” czy klasowymi, znieprawione walką z “nacjonalizmem”, podświadomie poszukuje dla siebie ratunku w guślarskim zamawianiu pustym, “patriotycznym” frazesem. Ideologię narodową, jako jasno uświadomiony, wszelkie dziedziny działalności ludzkiej przenikający nakaz postępowania, zastępuje kiepska, głębszej treści wewnętrznej pozbawiona retoryka obchodowa. Dla jednostek rzeczywiście silnie z Narodem związanych, żyjących jego życiem, ta napuszona, świąteczna frazeologia obchodów i parad najmniej może być chyba potrzebna. “Rzadko na moich wargach” – wyznawał w “Księdze Ubogich” bez wątpienia najgłębiej narodowy poeta ostatniej doby, Jan Kasprowicz – “jawi się krwią przepojony, najdroższy wyraz: Ojczyzna”.
“…Ci, dla których patriotyzm jest przeważnie nastrojem odświętnym… chcą, żeby rozbrzmiewał gwarem wielkich słów, przemawiał do wyobraźni nagromadzeniem efektów, chociażby trochę teatralnych, chociażby niezbyt starannie dobranych… Nasz patriotyzm zdrowy jest i silny i obejdzie się bez tych środków podniecających; pozostawiamy je bez pretensji tym, którzy sztucznego podniecenia potrzebują” – pisał jeszcze w r. 1899 pierwszy twórca ruchu politycznego wszechpolskiego, Jan Ludwik Popławski.
Obóz “sanacji” walczył i walczy w dalszym ciągu przede wszystkim z obozem narodowym i z ideologią narodową, uważając je za najgroźniejszego swojego wroga. Przeciwstawiał się i przeciwstawia najostrzej wszelkiemu “nacjonalizmowi”, zarówno w dziedzinie życia politycznego, jak w zakresie tworzenia kultury. Ale boleśnie ironiczny okazał się odwet ojczyzny na skosmopolityzowanej, skrzywionej doktrynerstwem przeciwnarodowym psychice tych ludzi. Nie chcieli oni uznać idei narodowej jako podstawy ustroju i polityki państwowej, jako podstawy całej w ogóle twórczości cywilizacyjnej, potępili ją i tępią wciąż z zapamiętaniem, jako nazbyt rzekomo “ciasną”, za mało “nowoczesną”… Aż oto padli przed nią na kolana wówczas tylko, kiedy zjawiła się ich oczom zaślepionym w kształcie najbardziej powierzchownym, najbardziej zewnętrznym, pod postacią mundurów, rewii wojskowych, oficjalnych parad w dni uroczyste. I przeciwnicy idei narodowej ukorzyli się nagle, kiedy ujrzeli nie ją już, ale jej parodię najnędzniejszą, w zakłamanym patosie sprzedajnego dziennikarza, w pustce okolicznościowego wierszyka. Piotrem Skargą stał się dla nich Ehrenberg, Mickiewiczem – Or-Ot.
Jan Rembieliński
Myśl Narodowa, nr 52, 1929 r.